oj, świruskuje siem =)
22 sierpnia 2005, 13:16
taaaaaa....normalnie zrobiłam sobie omleta dzisiaj, później mix mleko+soczek pomarańczowy, do tego dżoghurt tluskafkofy i paluszki (solone oczywiście =P ) i puściłam sobie w TVlizorku "Króla Lwa"..jak ja kocham tą bajecqe normalnie..i zaś sie poryczałam ...a rano byłam w tym cholernym sanepidzie i jutro tesh jeszcze muszem jechać....qle ja sie chyba nie wyśpie...a wczoraj tesh miałąm tak pikny gitnie kopsnięty dzionek:
rano byłam z mamusińkiem w kościółku, bo jestem za leniwa żeby iść na pielgrzymke kobit do Piekar, potem pojechałyśmy razem na Wirek do Plazy qpić mojemu tatusińkowi prezenta na Gaburtstag, no i po 30 minutowym namyśleniu w muzycznym wybrałyśmy harmonijkę, czy jak ktoś woli organki ustne.Takie srebrne z Homera - że niby te jedne z lepszych, ale kto ich tam wie...i przy okazji zainwestowałam w stroik do mojej gitarusi =*
jak przyjechałyśmy to obejrzałyśmy sobie w domq kasete na którą tatusiek nagrał nam "Małego pułkownika" ze sweedziutką Shirley Temple =) popołudniu zostałam zaskoczona niezapowiedzianą wizytą Matiza i Arka Wiśni, także szoq co niemiara, gadaliśmy o ludziach z podstawówki, obadali se fotki z wycieczek szkolnych z gimnazjum no i powspominaliśmy stare dobre czasy =) pod wieczór wpadłam na pomysła, ażeby obejrzeć sobie kasete z wakacji z 2001 r w Turcji, no i zaśiedliśmy z rodzinką przed televisorqiem, jedliśmy se musa waniliowo-czekoladowego i z bananami na twarzach wpatrywaliśmy sie w nasze małpowate zachowanie =P później nieoczekiwanie zszokowała mnie wizyta kolejnej parki niezapowiedzianych - Pati i Kasi, no i znowu powspominałyśmy troche, poopowiadałyśmy se o wakacjach i umówiliśmy termina na następne ognisko klasowe byłej 3 CG które odbędzie się w czwartek (tego tygodnia) o godz. 17 tam gdzie ostatnio czyli na Hugonie, zapraszamy Everybody z naszej starej klasy !!
a tutaj macie opowiadanie z mojej kochanej bajeczki, które znalazłam gdzieś tam na necie, tylko na końcu jest mały błąd, bo nie urodził się syn Simby i Nali tylko córka - Kiara, jutro najprawdopodobniej obejrze sobie drugą część =P pozdrowionka for ALLL =*
Opowiadanie napisane na podstawie książki "Król Lew" Wyd. Egmont Polska 1994.
-Wszystko, co cię otacza, trwa w stanie równowagi. Jako przyszły król musisz zrozumieć wagę tej harmonii i szanować każde stworzenie. Wszyscy jesteśmy bowiem ogniwami wielkiego kręgu życia.
Lwiatko słuchało z uwagą, jednak gdy zauważyło polnego konika, pobiegło za nim. Wtedy własnie nadleciał Zazu, by złożyc poranny meldunek.
-Panie!-wykrzyknał-hieny wkroczyły na Lwia Ziemie!
Mufasa natychmiast nakazał majordomusowi odprowadzić Simbę do domu. Lwiątko nadaremnie nalegało, by pójść z ojcem.
-Nie-odparł stanowczo Mufasa i pobiegł wygnać "wstrętnych kłusowników" tam, gdzie ich miejsce.
Krolewski brat popatrzyl spode lba i usmiechnal sie falszywie. -A pokazał ci co jest tam za granicą Lwiej Ziemi? -Nie-powiedział smutno Simba.-Zabronił mi tam chodzić. -Ma absolutną rację. To zbyt niebezpieczne dla ciebie. Tylko najodważniejsze lwy się tam wybierają. Cmentarzysko słoni to nienajlepsze miejsce zabaw dla młodego księcia. -Cmentarz słoni?-zdumiał sie lewek-Grr! -Och, wygadałem się-usmiechnął się chytrze Skaza.-Ale obiecaj mi, że nigdy się tam nie wybierzesz. I nie zdradź nikomu naszej rozmowy, to będzie nasza tajemnica.
Potezny lew blyskawicznie uporal sie z przeciwnikami. Hieny jak najszybciej pognaly gdzie pieprz rosnie! -Nigdy wiecej nie zblizajcie sie do mojego syna!-ryknal na nimi Mufasa.
-Zazu, odprowadz Nale do domu.-rozkazal krol.- Musze porozmawiac z moim synem na powaznie. Simba pokornie podazal za ojcem. -Synu, jestem z ciebie bardzo niezadowolony-powiedzial Mufasa. -Ale, ja tylko probowalem byc tak odwazny jak ty, tato. Lew usmiechnal sie mimo woli:-Wykazuje odwage tylko, jesli musze. Bycie odwaznym wcale nie oznacza, ze trzeba szukac guza. Niebo nad nimi sciemnialo sie i powoli zaczely pojawaiac sie pierwsze gwiazdy. Simba przysunal sie do ojca. -Bedziemy zawsze razem, prawda?-zapytal cicho. -Synku, powiem ci teraz cos, co mowil mi moj ojciec. Spojrz w niebo, Simba. Dawni wielcy krolowie patrza na nas teraz z gory. Oni zawsze beda czuwac nad toba. I ja rowniez.
Nastepnego dnia Skaza zaprowadzil Simbe do wawozu. -Poczekaj tu chwilke, twoj ojciec ma dla ciebie niespodzianke-oznajmil. -A ladna ta niespodzianka wujku? -Nawet nie pytaj-niedlugo sie przekonasz-powiedzial Skaza i odszedl, zostawiajac Simbe samego. Niedaleko miejsca, gdzie siedzial Simba, paslo sie stado antylop gnu. W poblizu stada czaily sie hieny, czekajac na sygnal od Skazy. Jako pierwsza dostrzegla go Szenzi. -Jest-krzyknela.-Ruszamy! Hieny pobiegly ku antylopom. Gnu natychmiast wyczuly niebezpieczenstwo i cale stado pognalo przed sieie w panicznej ucieczce. Tratujac wszystko na swojej drodze, pedzily prosto na Simbe.
Mufasie udalo sie wskoczyc na skalna polke, ale zaledwie zdazyl umiescic tam bezpiecznie lewka, poczul, ze pazury osuwaja mu sie po ruchomych kamieniach. Z rykiem stoczyl sie w przepasc i wpadl prosto pod kopyta pedzacych antylop. Ciezko poturbowany, z wysilkiem probowal wspiac sie na drugie zbocze. Spojrzal w gore z rozpacza i zobaczyl czarny leb Skazy. -Bracie... pomoz mi!-jeknal. Skaza przechylil sie przez skalna krawedz i przyciagnal go do siebie. -Niech zyje krol!-wyszeptal i nagle rozluznil chwyt. Mufasa spadl pomiedzy klebiace sie na dnie wawozu zwierzeta.
Simba, nie majac pojecia o podstepie Skazy, patrzyl z przerazeniem na upadek ojca. Kiedy przegalopowaly ostatnie gnu, zsunal sie na dno wawozu. W tumanach pylu odnalazl bezwladne cialo Mufasy. Na prozno tracal je noskiem. Krol Lew byl martwy.
Hieny dopadly Simbe na skraju plaskowyzu. Nieszczesne lwiatko mialo tylko jedna droge ucieczki-rzucic sie z urwiska w rosnace w dole ciernie. Na szczescie hieny nie mialy odwagi, by gonic za nim dalej. Staly na krawedzi urwiska i szydzily. -Jesli tylko sprobujesz wrocic, zabijemy cie!-doslyszal ich wycie.
Skaza, przekonany o smierci Simby, powrocil na Lwia Skale z wiesciami. -Myfasa poswiecil swe zycie by ratowac syna. Niestety obaj zgineli. Slyszac to Sarabi, Nala, jej matka i inne lwice zaczely zalosnie zawodzic. -Tak wiec, z ciezkim sercem, musze oglosic sie nowym wladca!-oznajmil. Stary medrzec Rafiki, stojacy z boku, pokrecil tylko z niedowierzaniem glowa.
Kiedy Simba ponownie otworzyl oczy, nie bylo juz sepow ani palacego slonca, tylko zielona i wilgotna dzungla. Pochylaly sie nad nim guziec i surykatka. -Wszystko w porzadku, maly?-zapytala z troska surykatka. -Malo brakowalo a juz bys nie zyl-powiedzial guziec.-Zawdzieczasz nam zycie! -Och, dziekuje za pomoc-wyjakal Simba i probowal wstac na chwiejnych lapach.
-Skad jestes dzieciaku?-zapytala z ciekawoscia surykatka. -Niewazne-powiedzial Simba i po chwili dodal:-Zrobilem cos strasznego... ale nie chce o tym teraz mowic. -Ach, w takim razie jestes banita!-wykrzyknela surykatka.-My tez! Ja nazywam sie Timon, a to jest Pumba. Dam ci dobra rade maly. Jesli chcesz przezyc musisz zostawic swoja przeszlosc za soba. Zadnej przeszlosci, zadnej przyszlosci, zadnych marzen! Hakuna matata!
Mijaly dni. Wsrod milych, beztroskich przyjaciol Simba wyrosl na silnego lwa. Pewnego wieczora, kiedy cala trojka siedziala na skraju dzungli patrzac w gwiazdy, lew powiedzial: -Kiedys ktos mi mowil, ze dawni potezni krolowie patrza na nas z gory. Pumba i Timon wybuchneli smiechem. -Kto ci nagadal takich glupot? Simba milczal, myslac o ojcu.
Simba przedstawil Nale swoim przyjaciolom. Usmiechala sie uprzejmie, ale wciaz niepewnie zerkala na niego. -Wszyscy mysleli, ze juz nie zyjesz-powiedziala wreszcie. -Naprawde? -Skaza opowiedzial nam, jak stratowaly cie antylopy. -I co jeszcze wam powiedzial?-zapytal podejrzliwie Simba. -A czy to wazne?-wykrzyknela Nala.-Przeciez ty zyjesz! I bedziesz krolem! -Krolem?-wykrzykneli Timon i Pumba, zupelnie zaskoczeni.
Tej nocy, kiedy przyjacile juz spali, Simba spogladal samotnie na gwiazdziste niebo. -Nie dbam, co sobie inni pomysla-powiedzial na glos.-Nie wroce tam. Co by to zreszta dalo? Niczego nie zmienie. Nie mozna przeciez zimienic przeszlosci. Nagle uslyszal dziwne dzwieki, dochodzace z oddali. W glebi dzungli ktos spiewal wesola piosenke. Niespodziewanie u jego boku pojawila sie chuda sylwetka starego pawiana. -Kim jestes?-zapytal poirytowany lew. -Pytanie powinno brzmiec: Kim ty jestes?-odparl pawian.
Powiew wiatru zmarszczyl lsniaca powierzchnie, a kiedy sie wygladzila, Simba zobaczyl odbicie swego ojca. -Widzisz?-powiedzial Rafiki.-On zyje w tobie! Simba uslyszal glos, wzywajacy jego imie. Spojrzal w gore i dostrzegl, ze gwiazdy ukladaja sie w postac jego ojca, Mufasy. -Wejrzyj w siebie, synu-powiedzial duch.-Jestes kims wiecej, niz tym, ktorym sie stales. Musisz zajac swoje miejsce w kregu zycia. Pamietaj, kim jestes... Jestes moim synem i jedynym prawdziwym krolem. Pamietaj... Postac rozplynela sie. Simba trwal samotnie, zamyslony.
Simba biegl niezmordowanie ku Lwiej Skale. Kiedy wkroczyl na granice Lwiej Ziemi, zobaczyl spustoszona, spalona sloncem ziemie. Zawahal sie, ale w jego nozdrza uderzyl swiezy powiew wiatru. Dostrzegl deszczowe chmury, gromadzace sie na horyzoncie i z nadzieja ruszyl dalej.
Tymczasem Skaza panoszyl sie bezwstydnie na Lwiej Skale. -Gdzie sie podzialy lwice? Dlaczego nie poluja?-warknal do Sarabi. -Nie ma jedzenia. Stada odeszly. Pozostalo nam tylko jedno wyjscie-opuscic Lwia Skale. -Nigdzie nie pojdziemy!-zaryczal. -W tez sposob skazujesz nas na smierc-zaprotestowala Sarabi. -A zdychajcie sobie! Ja tu jestem krolem i rzadze, jak mi sie podoba. -Nie jestes nawet bladym cieniem twojego brata...-zaczela lwica, ale rozwscieczony Skaza tak uderzyl ja lapa, ze upadla.
Skaly nagle zatrzesly sie od poteznego ryku. Skaza odwrocil sie blyskawicznie i ujrzal ogromnego lwa. -Mufasa?-wyjakal.-Nie, to niemozliwe. Przeciez ty nie zyjesz.-Skaza az pobladl z przerazenia. Sarabi tez nie mogla uwierzyc, ze patrzy na swego meza. Simba podbiegl do poturbowanej lwicy. -Nie, to ja, Simba-rzekl i przytulil sie do niej.
-Simba!-wykrzyknal Skaza, miotajac wsciekle spojrzenia na hieny, ktore nie zdolaly zabic lwiatka. -To jest moje krolestwo-oswiadczyl Simba.-Odejdz stad, Skazo. -Ach, ozywiscie, pojde sobie-zasmial sie jego wuj.-Jest tylko jeden problem-wskazal na stado hien. Na ten znak hieny rzucily sie na Simbe.
-Dosyc!-krzyknal wreszcie Skaza. Hieny rozstapily sie, robiac przejscie. Skaza zblizyl sie do Simby, ktory dyszal po ciezkiej walce. -Skad ja znam to spojrzenie-zastanawial sie glosno, patrzac w oczy krolewskiego syna.-Och, jasne... pamietam... Tam patrzyl na mnie twoj ojciec tuz przedtem, nim go zabilem.
Simba zebral wszystkie sily i skoczyl wujowi do gardla. Zaczeli walczyc. Skaza wezwal na pomoc hieny. Na szczescie w sama pore pojawila sie Nala z lwicami oraz Timon i Pumba. Z furia zaatakowali hieny i zaczeli szybko wypierac je za skaly. Bitwa trwala, kiedy uderzyl grom i sucha trawa na rowninie zajela sie ogniem. Gwaltowny powiew wiatru poniosl plomienie ku Lwiej Skale. W ferworze walki Simba zostal oddzielony od swojego przeciwnika.
Kiedy Simba stanal na szczycie Lwiej Skaly, spadly pierwsze krople deszczu. Pozniej, gdy woda nasaczyla wyschnieta ziemie, chmury rozstapily sie, odslaniajac gwiazdy. Potezny lew zaryczal triumfalnie, a inne zwierzeta odpowiedzialy mu echem. Lwia Ziemia rozkwitla pod rzadami madrego i dzielnego wladcy. Stada powrocily i znow bylo w brod jedzenia.
Juz wkrotce zwierzeta zebraly sie pod Lwia Skala, by uczcic narodziny krolewskiego syna. Simba i Nala patrzyli z duma, jak Rafiki unosi lwiatko, pokazujac je wszystkim. Gdy pierwsze promienie slonca dotknely afrykanskiej rowniny, Simba przypomnial sobie slowa ojca:"Potega wladcy jest jak slonce-wschodzi i zachodzi. Nadejdzie dzien, kiedy zachod wyznaczy kres mojego panowania, a z nowym switem narodzi sie twoja wladza". Pewnego dnia Simba przekaze te slowa swojemu potomkowi i wieczne kolo zycia potoczy sie dalej.
KONIEC
www.skaza.blog.onet.pl
www.vitani9.blog.onet.pl
www.simbanala.blog.onet.pl
I blogi,w których jestem współautorką:
www.simbaikuma.blog.onet.pl
www.krolowa-tandi.blog.onet.pl
Jak mozesz daj komencika :D
Dodaj komentarz