Archiwum 06 lipca 2005


OpOwiAdAnkA
06 lipca 2005, 12:46

Poniżej zamieściłam kilka ciekawych, króciutkich  opowiadań, których sentencja może niektórym pomóc w życiowym postępowaniu ...

trzej synowie

Trzy kobiety szły do studni, aby zaczerpnąć z niej wody. Na kamiennej ławce, w pobliżu fontanny, siedział starszy człowiek i przysłuchiwał się ich rozmowom. Każda z kobiet wychwalała swojego syna.

- Mój syn - mówiła pierwsza - jest tak zwinny i bystry, że nikt nie jest w stanie mu dorównać.

- Mój syn - mówiła druga - śpiewa jak słowik. Nie ma nikogo na świecie, kto mógłby poszczycić się tak pięknym głosem, jak ona.

- A ty, co powiesz o swoim synu? - zapytały trzecią kobietę, która nic nie mówiła.

- Sama nie wiem, czy mogę powiedzieć coś niezwykłego o moim dziecku - odpowiedziała tamta. Jest dobrym chłopcem, tak jak wielu innych. Nie robi jednak nic specjalnego...



Kiedy dzbany były już pełne, kobiety skierowały się w stronę domu. Podążył za nimi również starzec. Naczynia były ciężkie i ramiona kobiet uginały się od wysiłku. W pewnym momencie zatrzymały się, aby móc trochę odpocząć. Podbiegło wtedy do nich trzech młodzieńców. Pierwszy rozpoczął natychmiast jakieś widowisko: oparł dłonie na ziemi i zaczął wywijać koziołki, wierzgając nogami w górze, a potem zaczął wykonywać salta. Kobiety przyglądały mu się z zachwytem:

- Ach, jaki zręczny!

Drugi chłopiec zaraz zaintonował jakąś piosenkę. Głos miał tak piękny, jak słowik! Kobiety przysłuchiwały mu się ze wzruszeniem w oczach:

- Ach, cóż to m anioł!

Trzeci z chłopców podszedł w stronę matki, zarzucił na siebie ciężką amforę i zaczął ją dźwigać przy jej boku. Wtedy kobiety zwróciły się do starca:

- Co powiesz o naszych synach?

- O synach? - zawołał ze zdziwieniem starzec.

Widziałem tylko jednego!

koń

Kalif z Bagdadu, imieniem Al-Manum, posiadał w swojej stadninie pięknego konia. Inny z kalifów, imieniem Aman, kupiłby go za każdą cenę, a nawet zamienił na stado wielbłądów. Ponieważ Al-Manum nie chciał konia sprzedać, dlatego Aman postanowił go zdobyć podstępem.
Aman siedział na skraju drogi przebrany za żebraka. Al-Manum był człowiekiem dobrym i pobożnym, zatrzymał więc konia przed żebrakiem.
- W jaki sposób mogę ci przyjść z pomocą? – zapytał.
- O biada mi! Zginę z głodu. Od kilku dni nic nie miałem w ustach, nie mam siły, żeby wstać z ziemi!
Al-Manum pomógł wstać żebrakowi i posadził go na swego konia. Przebrany za żebraka Aman tylko czekał na taką chwilę -jednym ruchem ręki wprowadził konia w galop.
- Oszukałeś mnie! Ukradłeś mi konia! Posłuchaj, mam prośbę do ciebie! - krzyczał Al-Manum.
- Co takiego sobie życzysz?
- Nie opowiadaj nikomu w jaki sposób wszedłeś w posiadanie tego konia!
- Dlaczego mam nikomu nie opowiadać?
- Bo być może pewnego dnia na skraju drogi będzie siedział człowiek rzeczywiście potrzebujący pomocy, a ktoś – znając twoją historię-nie udzieli mu jej, lecz pojedzie dalej.

zaufanie

W nocy zapalił się nieoczekiwanie dom. Rodzice uciekając w popłochu, nie zauważyli, że ich najmłodsza pociecha gdzieś się zawieruszyła: pięcioletni chłopiec w ostatniej chwili uciekł na poddasze.

Teraz, gdy cały dom stoi już w płomieniach, wszelka pomoc z zewnątrz nie ma żadnych szans. Nagle na górze otwiera się okno, staje w nim dziecko i woła rozpaczliwie o ratunek. Ojciec rozkazuje krótko:
- Skacz!
Chłopiec jednak widzi tylko dym i płomienie, boi się, ale słysząc głos ojca, odpowiada:
- Tatusiu, ja cię nie widzę!
Ojciec na to krzyczy z całych sił:
- Ale ją cię widzę, to wystarczy; skacz!

I chłopiec skoczył prosto w ratujące ramiona ojca.

Często tak zdarza się w naszym, życiu, że nie potrafimy wykonać zdecydowanego kroku do przodu, że nie potrafimy radykalnie zmienić swojego życia, choć czujemy takie przynaglenie ze strony Boga. Dlaczego zapominamy wtedy, że On czuwa nad tym, żeby nic złego się nam nie stało?

Może to do Ciebie Bóg mówi dzisiaj: "Ja Cię widzę, to wystarczy; skacz!"...

12 róż

Pewnego dnia młoda kobieta otrzymała 12 róż z bilecikiem, na którym napisano: "Od osoby, która cię kocha." Nie było jednak podpisu.

Kobieta nie była zamężna, jej myśl pobiegła więc do mężczyzn jej życia: do dawnych sympatii, do nowych znajomych. "Może to matka i ojciec? Jakiś kolega z pracy?"
Zrobiła w myśli listę ewentualnych osób.

Wreszcie zatelefonowała do swej przyjaciółki, by ta pomogła rozwiązać zagadkę.
Jedno zdanie przyjaciółki nagie podsunęło jej myśl.
- Powiedz, to ty przysłałaś mi te kwiaty?
- Tak.
- Dlaczego?
- Gdyż ostatnio, gdy rozmawiałyśmy, byłaś w czarnym humorze. Chciałam, byś spędziła jeden dzień, myśląc o wszystkich osobach, które ciebie kochają.

Ty też pomyśl o osobach, które Cie kochają...

Dwaj przyjaciele

Starszy nazywał się Frank i miał 20 lat. Młodszy Ted miał 18 lat. Wiele czasu spędzali razem, ich przyjaźń sięgała czasów szkoły podstawowej. Razem postanowili zaciągnąć się do wojska. Przed wyjazdem przyrzekli sobie i rodzinom, że będą wzajemnie uważać na siebie. Szczęście im sprzyjało i znaleźli się w tym samym batalionie. Batalion ich został wysłany na wojnę. Była to straszliwa wojna, pośród rozpalonych piasków pustyni. Przez pewien czas Frank i Ted przebywali w obozie, chronionym przez lotnictwo.
Lecz któregoś dnia pod wieczór przyszedł rozkaz, by wkroczyć na terytorium nieprzyjaciela. Żołnierze pod piekielnym ogniem wroga posuwali się naprzód przez całą noc. Rankiem dotarli do pewnej wsi. Ale nie było Teda. Frank szukał go wszędzie. Znalazł jego nazwisko w spisie zaginionych. Zgłosił się u komendanta z prośbą o pozwolenie na poszukiwanie jego przyjaciela.
- To jest zbyt niebezpieczne - odpowiedział komendant.
- Straciłem już twego przyjaciela, straciłbym również ciebie. Tam ostro strzelają.
Frank mimo wszystko poszedł. Po kilku godzinach znalazł Teda śmiertelnie rannego. Ostrożnie wziął go na ramiona. Nagle dosiegnął go pocisk. Nadludzkim wysiłkiem udało mu się donieść przyjaciela do obozu.
- Czy warto było umierać, by ratować umarłego? - spytał komendant.
- Tak - wyszeptał Frank - gdyż przed śmiercią Ted powiedział: "Wiedziałem, że przyjdziesz".