Archiwum sierpień 2005, strona 1


faajnie jest....
20 sierpnia 2005, 20:25

normalnie mam lolowatyt dzień dzisiaj....ciuup jeździłam z moją babcią prawie przez trzy godziny na kole (w przerwie wstąpiliśmy do babcinych ziomalków na ogródek), od rana do popołudnia i po południu sprzątałam mieszkanko wraz z mamuśkiem, później obiadek i zaś sprzątanko..nic szczególnego...a później gadałam z Asiaczkiem i podziwiałyśmy wraz z jej mamą komunikację naszych piesków, a w szczególności Urwiska =D dzisiaj na skałce jest "Skałka Blues Festiwal", normalnie Vini Vidi Vici - dosyć dużo ludzi śmiesznie poubieranych w punkowo-rockowe manatki...teraz może opowiem w skrócie o minionych dniach:

we wtorek kupiłam sobie książeczki do budy , to jest niesamowite ile człowiek może wydać na taką , może nie tyle głupotę, bo w końcu coś dają, ale...ale to i tak za dużo sobie cenią książki tego typu =P

środa - hmm...napisałam notkę =')

w czwartek pojechałam z Misią do Chorzowa pozałatwiać kilka spraw, związanych ze szkołą, z wymienieniem baterii w zegarkach, tzn. w jednym, bo mój od kiedy mi "wypadł" z ręki zaczął znowu działać; nie pominę faktu, że jak już byłam w piwnicy, to z czystej ciekawości sprawdziłam czy mam opony w rowerq napompowane no i na przodku było odey ale na zadku.....platfus i to totalny...ijeee nie wiedziałąm co mam robić bo za 15 minut byłam umówiona z Misiaczkiem pod MaCiem , pożyczyłam rowerek mojego tatusia, nie ma to jak dobre męskie kółko =P

piąteczek - wczoraj ? wczoraj....aaa już wiem ! =') byłam sobie w sanepidzie w Chorzowie, zobaczyć co do tych badań do mojej szkółki =P i później zdesperowana zleksza jechałam przez 20 minut do Bytomia, zdesperowana, gdyż nie wiedziałam gdzie wysiąść, bo nigdy jeszcze nie jechałam sama tamtą linią tramwajową...ale wysiadłam tam gdzie chciałam poszłak qpić strój technologiczny - też do szkółki i poszłąm się poszlajać po rynq Bytomskim m. in. w poszukiwaniu "Jesiennej miłości" = Sparksa...no i kupiłam w ostatniej księgarni, jaką znam, grunt to mieć nadzieję (ale troche trudno było ją mieć, jak przeszło się cały Chorzów i całe Świony i Wisłę w poszukiwaniu książki której nigdzie nie szło dostać, bo albo nakład był wyczerpany [co za problem wydrukować nową?] albo może będzie wtedy kiedy mnie nie będzie, albo jeszcze coś tam innego) =) poszłam sobie później tam koło fontanny, po drodze wstąpiłam do piekarni po drożdżówkę z toffi i poszłam wraz z cieplutką jeszcze pysznością na ławeczkę koło fonntanki i zjadłam ją ze smakiem wraz z gołąbkami (tzn. gołąbki mi pomagały zjeść tą drożdżówke, żeby ktoś sobie nie pomyślał, że jadłam gołębie ) =P później pojechałam 9 do domu, tzn, miałam pojechać ale ona jakoś dziwnie skręciła w prawo i musiałam wysiąść, gdy już wysiadłam to poszłam przed siebie, aż do mostu gdzie jakiś dzieciak przejeżdżający na kole oznajmił mi że tędy się nie chodzi, no tak...ktoś te fatum czasem musi nosić =D no ale w końcu jakoś się stamtąd wydostałam i kilkanaście minut później byłam w domku.

dzisiejszy dzionek to już opisałam, więc cóż mi pozostało...pożegnać się, życzyć wszystkim spokojnego wieczorku, fajnych filmów w telewizorq, ciekawej książeczki, misia do poduszki, kolorowych snów i miłej niedzieli =)
a na zakończenie dla was piosenka o bluesie =D

Dżem = Wehikuł czasu


Pamiętam dobrze ideał swój
Marzeniami żyłem jak król
Siódma rano to dla mnie noc
Pracować nie chciałem, włóczyłem się
Za to do "puszki" zamykano mnie
Za to zwykle zamykano mnie
Po knajpach grywałem za piwko i chleb
Na szyciu bluesa tak mijał mi dzień

ref.:
Tylko nocą do klubu "Puls"
Jamsession do rana - tam królował blues
To już minęło, ten klimat, ten luz
Wspaniali ludzie nie powrócą
Nie powrócą już, nie

Lecz we mnie zostało coś z tamtych lat
Mój mały intymny, muzyczny świat
Gdy tak wspominam ten miniony czas
Wiem dobrze - że to nie poszło w las
Dużo bym dał, by przeżyć to znów
Wehikuł czasu - to byłby cud
Mam jeszcze wiarę, odmieni się los
Kwiatek do lufy wetknie im ktoś

^_^  pa ^_^ pa ^_^ pa ^_^ pa ^_^ pa ^_^ pa ^_^ pa ^_^ pa ^_^ pa  ^_^

LiFe iS cRaZy TiMe !! ^_^
17 sierpnia 2005, 11:58

Ludzie! było piknie! ale zacznę od początQ....

od dnia 9-tego lipca do 22-tego lipca, byłam w miejscowości (taak, MIEJSCOWOŚCI) zwanej Chłapowem, niby to miała być wieś, o ile wsią  można nazwać kilka dziesiąs (a może nawet set) budynków, kilka sklepów, barów jeden na drugim, walczących między sobą o kilka tysięcy ludzi dziennie...plaża zapełniona po brzegi, nawet ładny widok na Przylądek Rozewie i fragment Władysławowa, gdzie dopiero były tłumy! W czasie "wolnym" (od jedzenia, pływania, grania w remika, spacerowania) czytałam książki: "Zahir" i "Piąta Góra"-P.Coelho,"Nigdy w życiu"-Grocholi i "Ostatnie życzenie" - Sapka....pewnie wielu z Was dziwi się teraz, że ja i Wiedźmak...na każdego kiedyś przyjdzie czas (obecnie czytam "Randkę w ciemno" - Kosińskiego, a później będzie "Miecz  przeznaczenia"-...=P ), pisałam listy/kartki, słuchałam RMF-a, bo niestety żadne inne radio nie grało tak "płynnie" i dlatego znam całą listę piosenek na pamięć =/  ale lepsze to niż nic. Nawiedziłam :Trójmiasto w całej okazałości, tzn. Gdańsk, Gdynię i Sopot, fokarium i Hel, Łebę i Słowiński Park Narodowy (głównie pustynię), oczywiście Władysławowo, Malbork (niestety zamek obejrzałam tylko z zewnątrz, bo bilet wynosił ok. 40 czy 70 zł, to se darowaliśmy..), Chałupy, Jastarnię...no i to chyba tyle. Doszłam do wniosku, że najwięcej dało mi tam oglądanie zachodu słońca o 21:30 w samotności na plaży..to jest naprawdę cudowne uczucie, takie zwykłe siedzenie na plaży, oglądanie ognistoczerwonej kuli nad Rozewiem, szum fal i aromat jodu, sporadycznie przechodzące koło Ciebie osoby, rodziny, pary...no coś piknego! ^_^ to jednak nie to samo jak ogląda sie taki zachód z rodzinką, nie można się tak...wyciszyć (?). Pierwszy tydzień była pogoda - marzenie, pewnie w niejednym zagranicznym ciepłym kraju, nie było tak słonecznie =P  niestety na drugi tydzień było kompletne załamanie pogody, co pokrzyżowało kolejny tydzień spędzony nad morzem, jednak dzięki temu, niespodziewanie ku mojej radosze rodzinka zadecydowała, że pojedziemy jeszcze na ten tydzień przed moimi rekolekcjami, do Wisły...także banana na twarzy i w drogę!

w piątek wieczorem przyjechaliśmy do domq, wypakować się, poprać ciuchy i spakować się ponownie (ja do tego podwójnie, bo zaraz po wyjeździe z Wisły miałam jechać do Zapasiek)...był jeden minusik, że mój tatko nie jechał, bo zamiast tego pojechał na manifestacje związane z emeryturą dla górników, do goroli...do Warszawy...jak Kwaśniewski nie podpisze tego cholernego papierka, to go normalnie zgnoje!! wrrrr...
no ale przyjechałam do Wisły z babcią, mamuśkiem i ze mną =P przechadzałam się z moimi po centrum Wisły i patrze a tam Bartek Qbista, no to spoko...przynajmniej mi sie tak nudzić nie będzie - pomyślałam, dawaj komóre w łape i sms-y...zgadaliśmy sie na "wycieczke" po Gołębiewskim (z tymi cenami to mają tak nasrane że to jest normalnie nie do wyobrażenia, co za kretyn zapłaciłby 50 zeta za 30 min na necie ?!) potem kopsnęliśmy sie do mojego D.W. "Grań" gdzie pograliśmy troche w pingla, no niestety pierwszy i ostatni raz w tym czasie, gdyż Bartkowi nie zawsze godziny pasowały, ja miałam gości, był basen, później spacer z rodzinką, itd. ale co tam! =P zawsze jest Skałka =)
ten tydzień, nawet miło spędziłam w 3/5 jest to zasługa miejsca - kocham Wisłę, poprostu...=D

w piątek rano wyjechałam z rodzinką do Jaworzynki - Zapasieki, aby na ponad dwa tygodnie, stęsknić się za nią ...pierwszą osobą którą zobaczyłam po przyjeździe na miejsce, był Krzysiu, więc kamień spadł mi z serducha (dobrze że była to osoba którą znam), następnie wziął moje bagaże, ja pożegnałam się z rodzinką i poszłam do pokoju w którym miałam spać...weszłam i pierwsze wrażenie: masa piętrowych łóżek, kilka znajomych twarzy, oświadczenie, iż wszystkie łóżka na dole są zajęte, zostały górne i materaze, rzuciłam się na jeden z materacy i tak już zostało =p na dole spotkałam Zonię, Angelę z Dominikiem i resztę ludków znanych mi i zupełnie obcych, których miałam poznać przez najbliższe 17 dni...w tym samym dniu w którym przyjechaliśmy przedstawione nam zostały rygorystyczne warunki: na każdej meszy każda dziewczyna obowiązkowo w spódniczce i z zakrytymi ramionami,dwa kible w budynku, na dworze dwa wychodki i trzy prysznice, każda grupa ma na jeden dzień obowiązki, m.in. sprzątanie, "kiblowanie",obieranie kartofli, modlitewne, przygotowanie pogodnego wieczoru, zmywanie, gospodarczy czyli przygotowywanie posiłków... troche tego było..nie sądziłam że w tak krótkim czasie będe w stanie poznać mniej więcej wszystkich ludków, a co gorsza, że będzie mi ich brakować!! na szczęście na początku września w Katowicach będzie dzień wspólnoty...ano dzień wspólnoty...mieliśmy 13-stego dnia w Koniakowie, mszę koncelebrował abp. Damian Zimoń (ah, musze sie pochwalić, że mi Komunię dawał =)), kupiłam sobie Pismo Św., podpisywane były Krucjaty Wyzwolenia Człowieka (ja nie podpisywałam) ..ale super była atmosferka, i w ogóle =) qle nie będe się nadto rozpisywać nad tymi rekolekcjami, bo...no bo nie wiem, nie potrafie, napiszę tylko, było : SUPER i ...ja kce jesce ras!!!!! =D do ludków którzy tam byli: Ludki kocham Was i do zobaczenia na dniu wspólnoty i ogromne podziękowania dla mojej kochanej animatorki Sabinki" =P mało będzie komentó, bo nikomu nie dawałam adresu mojego bloga, ale i tak Was kocham =* hehe =szaranagajama= jest to spowodowane, nagłym oderwaniem od nierzeczywistości do rzeczywistości, także nie dziwcie mi się nadto...please =)


KOŚCIÓŁ RZYMSKO - KATOLICKI P.W. DOBREGO PASTERZA W ISTEBNEJ