życie....
05 marca 2008, 12:45
kurde musze sie troche wypisać bo normalnie...borne to be wild!!! brakuje mi mojego ducha szaleństwa, który był nieodłączną częścią mnie, a wygasł, może ze strachy przed utratą ukochanej osoby... ostatnio ksiądz w konfesionale mi powiedział że obrałam nie tego "boga", gdyż on jest tylko człowiekiem i nie moge mu wszystkiego poświęcić...ale Dżizys jak on by wiedział jak mocno człowiek może kochać drugiego człowieka to może troche iinaczej by na to spojrzał... wspomnienia troche burzą mą rzeczywistość, luzackie partnerstwo z Peresem, matko jak dobrze że sie za wczasu wycofał, choć i ja byłam 100 razy bardziej ostrożna z lokowaniem tego uczucia, choć i tak głupotą było cięcie się przez tego głupka, choć miło było, może troche żal..ale tylko troszeczke - aczkolwiek brak mi troche tamtej siebie, totalnie roskręconej laski, coprawda ważącej wtedy 10 kg więcej, ale wewnętrznie o wiele spokojniejszej.. teraz, patrząc z perspektywy przeszłości, dużo pominęłam.. powiem że w pewnym stopniu przegrałam, dałam za wygraną facetowi za którego bym sie dła pokroić na kawałeczki, za szybko pokochała, za szybko zaufałam (to moja negatywna cecha, nie znam a ufam..),gdyby znał prawdę, gdyby dał mi trochę więcej luzu..może nie czułabym sie tak hujowo...zero imprez, jawnych spotkań ze znajomymi..ciągła walka wyborów, co będzie lepsze dla mnie i dla naszego związku...on uważa że myślę jak dziecko, tylko że różnica jest w tym że on sie wyszalał za swego czasu, ja jeszcze nie zdążyłam....jeśli to sie kiedyś odbija na naszej przyszłości to sie nie zdziawie, tylko boje sie że zaczne żałować...on by sie chciał ustatkować, a ja nie jestem na to gotowa, owszem byłabym w stani z nim zamieszkać, ale najpierw chce skończyć bude, a to jeszcze 1,5 roku..a dalej ??... cholera to naprawde nie jest moja natura, siedzenie w domu zdala od cywilizacji...ostatni raz byłam na dyskotece dzień przed tym jak go poznałam czyli dokładnie 2go marca, na meczu on tamtego momentu byłam tylko raz- z nim.. kurwa dostosowałam sie jak plastelina w ręce artysty.. i tak jak on ulepi, tak zostanie.. zaczęłam stawiać opór, po tym ile ostatnio nas podzieliło a on mi na to że zmieniłam sie bardzo i z tego powodu mu przykro...a on myśli że mi nie jest przykro ?? poprzebuje przerwy..takiej żebysmy sie normalnie spotykali, ale żebym bez żadnych oporów mogła robić co chce - nigdy bym go nie zdradziła- a on myśl że gdziekolwiek nie pojde i z kim, to będe taką sukoą że będe w stanie go zdradzić...no amba fatima!! to i tak nie wszystko co mi leży na śledzionie...ale tak w dużym skrócie. robie prawko - jeżdże nie najgorzej, nikogo nie przejechałam, populacja ludzi w świętochłowicach z mojego powodu nie zmalała (zwierząt też nie!;) przez ostatnie trzy dni miałam rekolekcjie, także chwila wolnego od budy, w tym czasie spotkałam sie z miśką, dowiedziałam sie paru nowych sensacji, jednym słowem - u niej nie ciekawie, a drugim słowem- lepiej między nami, bo po tym jak nasz kontakt sie prawie urwał, to nie byłam pewna czy jest coś w stanie go naprawić, było- długa rozmowa na gg, a potem spotkanko. dzisiaj ide do lekarza z gardłem bo wytrzymać nie moge od paru dni, ledwo gadam, a jak przełykam śline to mi prawie łzy lecą z bólu, w nocy sie non stop budze.oby to nic poważnego nie było....Aniołku musisz mi wybaczyć za to jak ostatnio reaguje, ale mam nadzieje że po przeczytaniu tej notki choć trochę będziesz w stanie postawić się w mojej sytuacji... czesem już naprawde nie wiem co mam Ci odpisywać jak pytasz czy u mnie wszystko okey... jak widać wykres osi jest nierówny..raz z górki, a raz pod, wtedy zaciągam hamulec ręczny, wciskam sprzęgło, gaz i ruszam dalej...na oazie wprawdzie powiedziawszy to ja chyba jeszcze w tym roku nie byłam....ale zaczełam te prawko robić i tak jakoś później zeszło sie z tej drogi, jeszcze kończe o 17 bude w piątki i jestem troche wykamana...no nic Rynia musi se radzić..Que sera sera....
życie....
05 marca 2008, 12:45
kurde musze sie troche wypisać bo normalnie...borne to be wild!!! brakuje mi mojego ducha szaleństwa, który był nieodłączną częścią mnie, a wygasł, może ze strachy przed utratą ukochanej osoby... ostatnio ksiądz w konfesionale mi powiedział że obrałam nie tego "boga", gdyż on jest tylko człowiekiem i nie moge mu wszystkiego poświęcić...ale Dżizys jak on by wiedział jak mocno człowiek może kochać drugiego człowieka to może troche iinaczej by na to spojrzał... wspomnienia troche burzą mą rzeczywistość, luzackie partnerstwo z Peresem, matko jak dobrze że sie za wczasu wycofał, choć i ja byłam 100 razy bardziej ostrożna z lokowaniem tego uczucia, choć i tak głupotą było cięcie się przez tego głupka, choć miło było, może troche żal..ale tylko troszeczke - aczkolwiek brak mi troche tamtej siebie, totalnie roskręconej laski, coprawda ważącej wtedy 10 kg więcej, ale wewnętrznie o wiele spokojniejszej.. teraz, patrząc z perspektywy przeszłości, dużo pominęłam.. powiem że w pewnym stopniu przegrałam, dałam za wygraną facetowi za którego bym sie dła pokroić na kawałeczki, za szybko pokochała, za szybko zaufałam (to moja negatywna cecha, nie znam a ufam..),gdyby znał prawdę, gdyby dał mi trochę więcej luzu..może nie czułabym sie tak hujowo...zero imprez, jawnych spotkań ze znajomymi..ciągła walka wyborów, co będzie lepsze dla mnie i dla naszego związku...on uważa że myślę jak dziecko, tylko że różnica jest w tym że on sie wyszalał za swego czasu, ja jeszcze nie zdążyłam....jeśli to sie kiedyś odbija na naszej przyszłości to sie nie zdziawie, tylko boje sie że zaczne żałować...on by sie chciał ustatkować, a ja nie jestem na to gotowa, owszem byłabym w stani z nim zamieszkać, ale najpierw chce skończyć bude, a to jeszcze 1,5 roku..a dalej ??... cholera to naprawde nie jest moja natura, siedzenie w domu zdala od cywilizacji...ostatni raz byłam na dyskotece dzień przed tym jak go poznałam czyli dokładnie 2go marca, na meczu on tamtego momentu byłam tylko raz- z nim.. kurwa dostosowałam sie jak plastelina w ręce artysty.. i tak jak on ulepi, tak zostanie.. zaczęłam stawiać opór, po tym ile ostatnio nas podzieliło a on mi na to że zmieniłam sie bardzo i z tego powodu mu przykro...a on myśli że mi nie jest przykro ?? poprzebuje przerwy..takiej żebysmy sie normalnie spotykali, ale żebym bez żadnych oporów mogła robić co chce - nigdy bym go nie zdradziła- a on myśl że gdziekolwiek nie pojde i z kim, to będe taką sukoą że będe w stanie go zdradzić...no amba fatima!! to i tak nie wszystko co mi leży na śledzionie...ale tak w dużym skrócie. robie prawko - jeżdże nie najgorzej, nikogo nie przejechałam, populacja ludzi w świętochłowicach z mojego powodu nie zmalała (zwierząt też nie!;) przez ostatnie trzy dni miałam rekolekcjie, także chwila wolnego od budy, w tym czasie spotkałam sie z miśką, dowiedziałam sie paru nowych sensacji, jednym słowem - u niej nie ciekawie, a drugim słowem- lepiej między nami, bo po tym jak nasz kontakt sie prawie urwał, to nie byłam pewna czy jest coś w stanie go naprawić, było- długa rozmowa na gg, a potem spotkanko. dzisiaj ide do lekarza z gardłem bo wytrzymać nie moge od paru dni, ledwo gadam, a jak przełykam śline to mi prawie łzy lecą z bólu, w nocy sie non stop budze.oby to nic poważnego nie było....Aniołku musisz mi wybaczyć za to jak ostatnio reaguje, ale mam nadzieje że po przeczytaniu tej notki choć trochę będziesz w stanie postawić się w mojej sytuacji... czesem już naprawde nie wiem co mam Ci odpisywać jak pytasz czy u mnie wszystko okey... jak widać wykres osi jest nierówny..raz z górki, a raz pod, wtedy zaciągam hamulec ręczny, wciskam sprzęgło, gaz i ruszam dalej...na oazie wprawdzie powiedziawszy to ja chyba jeszcze w tym roku nie byłam....ale zaczełam te prawko robić i tak jakoś później zeszło sie z tej drogi, jeszcze kończe o 17 bude w piątki i jestem troche wykamana...no nic Rynia musi se radzić..Que sera sera....